Chapter 5

Dlaczego obaj byliśmy „w porządku”

Gdyby ktoś zapytał, jak było, odpowiedź brzmiałaby: w porządku.

To słowo ma ogromną pojemność.

Mieści w sobie zmęczenie, milczenie, brak rozmów i brak katastrof.

„W porządku” znaczy, że nic się nie zawaliło.

A skoro nic się nie zawaliło, to znaczy, że działało.

Ojciec był w porządku.

Ja też byłem w porządku.

⸻ Nie było dramatów.

Nie było wielkich awantur.

Nie było momentów, które trzeba by dziś rozliczać.

Była codzienność.

Stabilna.

Przewidywalna.

Taka, którą łatwo pomylić z sensem.

Ojciec robił to, co należało.

Ja robiłem to samo, tylko z większą liczbą narzędzi.

⸻ Zauważyłem, że „w porządku” to słowo, które kończy rozmowy.

Jeśli wszystko jest w porządku, nie ma powodu pytać dalej.

Nie ma powodu się zatrzymać.

Nie ma powodu się przyglądać.

To słowo działa jak pokrywka.

Chroni.

I odcina dostęp do środka.

⸻ Ojciec nie pytał, czy jest szczęśliwy.

Ja pytam, ale nie za długo.

Bo szczęście to temat ryzykowny.

Łatwo przy nim wyjść na niewdzięcznego.

Łatwo przesadzić.

„W porządku” jest bezpieczniejsze.

Jest społecznie akceptowalne.

Nie budzi niepokoju.

⸻ Myślę czasem, że obaj byliśmy bardzo lojalni wobec tego słowa.

Ojciec, bo nie znał innego.

Ja, bo znałem ich za dużo.

Bycie „w porządku” pozwala nie podejmować decyzji.

Wystarczy utrzymać status.

⸻ Ojciec nie zmieniał życia.

Ja zmieniałem ustawienia.

On trwał.

Ja optymalizowałem.

Efekt bywa zaskakująco podobny.

⸻ Piszę to nie po to, żeby coś unieważnić.

Ojciec nie był błędem.

Ja też nie jestem.

Ale coraz częściej myślę, że „w porządku” to za mało, żeby poczuć, że się żyje, a nie tylko funkcjonuje.

⸻ Ojciec dojechał do końca swojej wersji życia.

Ja jestem w połowie.

I po raz pierwszy mam wrażenie, że nie chodzi o to, żeby było inaczej niż u niego.

Chodzi o to, żeby było prawdziwie.

Cokolwiek to znaczy.